Cóż, jako że pewien życiowy etap za mną, muszę podzielić się tym, co radowało, intrygowało, ale także czasem smuciło i spędzało sen z mych powiek przez ostatni rok. Mowa o mojej pracy magisterskiej, którą w czwartek szczęśliwie obroniłam z wyróżnieniem. Warto cofnąć się w tej opowieści do pewnego lipcowego dnia dwa lata wstecz, gdy w okolicznościach, które pozwolę sobie zachować dla siebie, usłyszałam wszystko, co kocham w muzyce dzięki utworowi "Canto Ostinato" holenderskiego kompozytora Simeona ten Holta. Muzyka ta urzekła mnie swą melodyką, a ponieważ twórca nie był mi wcześniej znany, to zaczęłam sprawdzać o nim informacje. Zbiegł się ów czas z moją obroną licencjatu, na którym to zajmowałam się muzyką popularną, a dokładnie stylem kompozytorskim Włodzimierza Korcza. Zmęczona nieco analizą warstwy literackiej jego piosenek, zaczęłam badać grunt, czy zajęcie się na etapie magisterskim twórczością Simeona ten HOlta byłoby w jakikolwiek sposób wykonalne. Rychło zorientowałam się, iż tym, co u tego nieznanego holenderskiegoXX-wiecznego kompozytora najbardziej mnie porusza jest warstwa melodyczna, a dokładniej kantylena, melodyka kantylenowa, a tłumacząc z polskiego na nieterminologiczne po prostu śpiewność, melodyjność. Przez niemal rok poszukiwałam metodologii do zbadania zjawiska, męczyłam się z tłumaczeniem holenderskich książek, wreszcie analizowałam sześć wybranych przez siebie kompozycji fortepianowych, wśród których nie mogło oczywiście zabraknąć utworu "Canto Ostinato", po pierwsze dlatego, że to wciąż moja ukochana kompozycja ten Holta, po drugie wdzięczna do analizy,a po trzecie, może nawet najważniejsze – jest to najpopularniejsze dzieło twórcy. Nie należy jednak zapominać, iż w dorobku tego kompozytora są także inne ciekawe utwory, te bardziej w duchu romantycznym, czyli uroczy, formalnie zwięzły "Aforisme II" lub skontrastowany pod względem agogiki (Tempa) "Natalon in E", a ponadto kunsztowne, wirtuozowskie i niekonwencjonalne w warstwie rytmicznej "Soloduiveldans II i IV". Co jeszcze warto dodać, w swej analizie skoncentrowałam się wyłącznie na fortepianowych utworach ten Holta, gdyż zarówno te w obsadzie solowej, jak i na kilka fortepianów stanowią ważne miejsce w spisie dzieł kompozytora, grane są także na koncertach, niestety głównie w Holandii, ale w innych krajach też sięzdarza je usłyszeć. Warto na koniec podkreślić, że mimo, iż te dzieła powstały w XX wieku, nie są one kompozycjami drażniącymi uszy potencjalnych słuchaczy. W moich rozważaniach starałam się udowodnić związki tej niezwykle tonalnej muzyki z melodycznymi reminiscencjami minionych epok, a ponadto większość fortepianowej muzyki ten Holta jest kojarzona z niezwykle przystępnym nurtem w muzyce współczesnej, czyli minimalizmem. Jedyne, co może odstraszać to czas trwania, gdyż zdarzają się wykonania tych kompozycji, które trwają kilka godzin, jednak w momencie, kiedy staramy się wsłuchiwać w kantylenowe, melodyjne sekcje, doznania estetyczne mogą wygrać ze zmęczeniem, spowodowanym niemożnością percepcyjnego objęcia całej formy. Zachęcam do poznawania na własną rękę niezwykle interesującego dorobku kompozytorskiego Simeona ten Holta, od siebie dodam, że lubię się czepiać i jestem dość konkretna, ale właśnie ta muzyka po prostu niezwykle mnie wzrusza, ilekroć jej słucham i cieszę się, że udało się połączyć przyjemnez pożytecznym, bo z jednej strony powstała pierwsza, polska, naukowa praca o ten Holcie, z drugiej jednak rozkładanie tych utworów na czynniki pierwsze było dla mnie niezwykle przyjemnym doznaniem estetycznym.
Category: W kręgu minimalizmu
Tegoroczny festiwal "Trzy-Czte-Ry" w dużej mierze pragnie uhonorować twórczość Zygmunta Krauzego. W zeszłym tygodniu sam kompozytor wraz z orkiestrą Sinfonia Varsovia pod batutą Ewy Strusińskiej wykonał niezapomnianą wersję "II koncertu fortepianowego", a wczoraj pianista Andrzej Karałow z towarzyszeniem kwartetu im. Karola Szymanowskiego zagrał jego "Kwintet fortepianowy" z 1993 roku. Uważam, że kilka utworów z kręgu muzyki współczesnej przeżywa się od pierwszego do ostatniego dźwięku, a żywym dowodem jest właśnie ta kompozycja. Nie próbowałam szczególnie ukryć łez wzruszenia, gdy usłyszałam ten niezwykle ekspresyjny, dynamiczny i zapadający w pamięć początek. W całym dziele solista odznaczał się emocjonalnością niemal romantyczną, kwartet natomiast raczej lirycznie, spójnie i z niezwykłym kunsztem kreował flażoletowe motywy. Miałam obawy w kwestii solisty, bowiem przyzwyczaiłam się do tego, iż Krauze wykonuje sam swoje utwory fortepianowe, tym razem jednak twórca obserwował koncert z widowni i prawdopodobnie wykonanie to spełniło jego oczekiwania, gdyż niosło ono zarówno wartość artystyczną, jak i emocjonalną. Poszczególne segmenty formalne były dla mnie niezwykłym przeżyciem, znam ten utwór bowiem na pamięć i każde jego wykonanie utwierdza mnie w przekonaniu, że jest to najlepsze dzieło Krauzego pod względem zrównoważenia ze sobą czynnika kantylenowego i ekspresyjnego. Mimo że podczas opisywanego wyżej koncertu pięknie zabrzmiał także "I kwartet smyczkowy" Krzysztofa Meyera, to właśnie "Kwintet fortepianowy" Zygmunta Krauzego był utworem, który w mojej opinii stanowił punkt centralny, zarówno tego koncertu, jak i całego festiwalu, skoncentrowanego na muzycznych "kontekstach, kontrastach i konfrontacjach". Warto także zwrócić uwagę na niezwykłą akustykę Studia Koncertowego im. Witolda Lutosławskiego, w którym odbywają się wszystkie wydarzenia festiwalu, gdyż nietuzinkowym doznaniem jest możliwość wsłuchiwania się w każdy dźwięk w tej jakże sterylnej przestrzeni.